Altamiro
Opowiadanie zastrzeżone prawami autorskimi,kopiowanie bez zgody autora zabronione
Siedzę niemalże w pociemku, przy ledwo tlącej się świeczce. Gdy zagaśnie ostatni jej płomień, mnie już nie będzie. Odejdę po cichu, przez nikogo nie zauważony, pod osłoną nocy jak duch, senna mara, zjawa, którą tak naprawdę już i tak jestem od dłuższego czasu. Wyglądem przypominam człowieka, jego namiastkę, to co coś co pozostało mi po człowieczeństwie a tak naprawdę to jestem wrakiem. Żywym trupem snującym się po tym padole łez i nieszczęścia jak utrapiona, przeklęta dusza nie mogąca się dostać do krainy wiecznego szczęścia.
Za oknem pada deszcz, cicho...cichutko dźwięczący o zakurzoną szybę. Kiedyś była błyszcząca. Właśnie.. kiedyś...Odległe czasy które już nigdy nie powrócą.
Drżącą ręką sięgam po długopis. Biorę kartkę papieru. Bolesne myśli niczym wicher, kłębią się w mojej głowie. Z serca wypływa rwąca rzeka cierpienia. Wspomnień, tych pięknych i okrutnych. Jedne i drugie ranią niczym samurajski miecz. Z trudem przenoszę słowa na śnieżnobiały papier. Najtrudniejszy, najsmutniejszy list w mym życiu. List ostatni...pożegnalny. Łzy spływają po mojej twarzy, opadają na kartkę. Jedna...druga...trzecia...
Za nie długo najpiękniejsze święta na świecie -Boże Narodzenie. Nie zobaczę już ich. Nawet się z tego cieszę-to jedyna radość w mym ciemnym, szarym, zimnym życiu. Przynajmniej zakończy się ma gehenna, minie ból....który z każdym jest coraz okropniejszy...nie do wytrzymania... Wreście spokojnie zasnę...nie dręczony koszmarami... Wreście Cię spotkam ma kochana perełko...mój promyczku nadziei... me słoneczko w pochmurne dni. Znów się spotkamy...połączymy... splotą się nasze dłonie...Znów usłyszę Twój najpiękniejszy pod słońcem radosny śmiech...usłyszę kojący duszę głos...zobaczę delikatną, różaną twarzyczkę.. zanuszę w błekicie Twych cudnych, radosnych jak iskiereczki oczach. Pogładzę Twe lśniace, kruczoczarne włosy, figlarny kosmyk nad czołem. Przytulimy się do siebie a nasze usta ponownie połączą się w namiętnym pocałunku.
Tak...muszę to zrobić...muszę udać się do króla ciemności i... odnaleźć swoje szczęście.
Jeszcze tylko ostatni raz spojrze na...babunie... tatę. Pożegnam ich wzrokiem...ucałuje w myślach... babciu...tatusiu...bardzo Was kocham ale nie mogę postąpić inaczej. Ja już nie daje rady...jestem zbyt słaby by... podjąć jeszcze jedną...ostatnią w mym nędznym życiu. Nie mam na to sił. Z resztą po co? To i tak już nie ma sensu...Szczęście...rozwiało się jak mlecz na wietrze. Magia prysła...zostałem strącony z nieba-w którym byłem przez chwilkę-wprost w otchłanie Hadesu. Nic nie pomaga i nic pomóc nie może. Nic koi bólu i nic go nie ukoi poza przyjaciółką Białą Damą.
Zrozumcie mnie i wybaczcie mój czyn. Nie potępiajcie mnie, nie osadzajcie . Ja tylko chce znów być szczęśliwy z miłością mego życia. Nie płaczcie po mnie... oto samo proszę moich przyjaciół. Pamiętajcie o swoim niegdyś rozpromienionym...szalonym Krzysztofie ale nie rozpaczajcie... żyjcie tak jak do tej pory. Spełnicie ostatnią prośbę nieszczęśnika.
Odkładam długopis.
Wychodzę w dżinsach i cienkim sweterku. Rzucam ostatnie spojrzenie. Jestem na ciemnej ulicy, dookoła żywej duszy. Chociaż jest przeraźliwie zimno nie czuje tego. Niczego nie widzę nie słyszę .Myślami jestem już przy Tobie-mój słodki aniołku. Dochodzę do mostu...staje na cienkiej barierce.. Zamykam oczy...po chwili niknę w objęciach mętnej wody.
Na stoliku zgasła świeca...